Wypadek polskich lekkoatletów. Autobus stanął w płomieniach
Z doniesień medialnych wynika, że żadnemu z polskich sportowców nic się nie stało. Silnik autobusu, którym podróżowali polscy sportowcy, stanął w ogniu. Lekkoatleci zmierzali do wioski olimpijskiej w stolicy Japonii, gdy doszło do wypadku. Wkrótce ogień przeniósł się z silnika i w płomieniach stanął cały pojazd. O sprawie informuje "Super Express".
Płonący autobus zablokował całą drogę. Nikt z polskich sportowców nie został poszkodowany. Lekkoatleci dojechali do wioski olimpijskiej z półtoragodzinnym opóźnieniem.
"Zapalił się silnik, ale Japończykom szybko udało się opanować sytuację i nikomu nic się nie stało. Nasi sportowcy spędzili jednak prawie 2 godziny na poboczu autostrady, czekając, aż w końcu będą mogli ruszyć w dalszą podróż" – relacjonuje wysłannik "Super Expressu" Michał Chojecki.
W wypadku uczestniczyli m.in. Szymon Ziółkowski, były mistrz olimpijski oraz jego podopieczny Paweł Fajdek.
Pierwszy medal dla Polski
W środę, po czterech dniach olimpijskich zmagań, polska reprezentacja sięgnęła po pierwszy medal. Załoga czwórki podwójnej w składzie: Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak i Katarzyna Zillmann zdobyła srebrny medal w wioślarstwie.
Po ciężkiej rywalizacji, wszystko zapowiadało, że biało-czerwone zawodniczki skończą zawody na trzecim miejscu, ale na ostatnich 500 metrach przyspieszyły, wyprzedzając Niemki i ostatecznie uplasowały się na drugiej pozycji. Chinki wygrały z ogromną przewagą 6,23 sekundy nad Polkami. Na trzeciej pozycji finiszowały Australijki, a słabnące Niemki ostatecznie zajęły dopiero piąte miejsce.
Polski stanęły na podium w maseczkach, a medale, zgodnie z procedurami covidowymi przyjętymi przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski, założyły sobie same – zostały im one podane na tacy.